wtorek, 26 kwietnia 2016

Trufle daktylowe z orzechami, żurawiną, skórką z pomarańczy, kakao, chlorellą

Czasami coś mi wyjdzie :D
Trufle daktylowe z kakao, chlorellą... Do wyboru do koloru!
Użyłam 14 dużych daktyli, bo resztę mi wyjedli.
Ocalała łyżka posiekanej skórki z pomarańczy (domowej roboty, ww lekkim syropie), więc też się przydała (można użyć ugotowanej, jak do kandyzowania).
Daktyle namoczyłam w niedużej ilości gorącej wody (tylko do przykrycia owoców), odsączyłam to, co zostało...
Wszystko razem zblendowałam na jednolita masę, ale wyszła lepka papka. Dorzuciłam łyżkę nasion słonecznika. Nadal smoła. Dodałam 5 orzechów laskowych, tylko tyle udało mi się wydobyć ze skorupek i nie dostały nóg;)
5 owoców suszonej żurawiny wielkoowocowej, reszta gdzieś zaginęła...wsypałam więcej nasion słonecznika, ok 2 łyżki. Nie miksowałam na jednolitą masę, ale tylko trochę do połączenia składników i konsystencja zaczęła przypominać masę na trufle :)
Podzieliłam ją na dwie części. Do pierwszej dodałam łyżeczkę Chlorelli w proszku, 5 posiekanych orzechów laskowych, 5 posiekanych owoców żurawiny wielkoowocowej. Tak! Udało mi się znaleźć skrytkę wiewiórek ;)
Do drugiej części dodałam 2 łyżeczki kakao i łyżeczkę nasion chia.
Masy wstawiłam do lodówki na ok 15-20 min.
Nie idzie nic z tego ulepić...
Dłonie natłuściłam olejem z orzechów włoskich, uformowałam kuleczki. Część obtoczyłam w Chlorelli, kilka w kakao, resztę zostawiłam bez dodatków. Miały postać do następnego dnia, ale ledwo zdążyłam zrobić im zdjęcia...



https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.543990719102571.1073741832.543325522502424/567363096765333/?type=3

Pasta z ciecierzycy, rukoli i chlorelli

Zapomniałam namoczyć ciecierzycę, jednak okazało się, że zalana wodą z samego rana, relaksująca się do późnego popołudnia, zdążyła się namoczyć. Po ugotowaniu była idealna - ekspresowe SPA zadziałało.
Po namoczeniu i ugotowaniu wyszło mi 220 g ciecierzycy, nie mam pojęcia ile było suchej. W lodówce wylegiwała się rukola :D ale zostało jedynie 120 g. Gdzieś tam znalazł się jeszcze jeden warkocz czosnku (jak dobrze, że Mężulek nie jest wampirem).
Polecam nie rozpędzać się przy odcedzaniu ciecierzycy, żeby nie wylać wody, na sucho kiepsko się rozdrabnia. Chyba że ktoś ma żarna... życzę powodzenia, ale później i tak trzeba dodać wodę, bo nie przejdzie przez gardło.
Ciecierzyca jeszcze gorąca, więc blender w dłoń i ognia :)
Stopniowo dolewałam wodę z gotowania, żeby miała konsystencję pasty, a nie błota pośniegowego.
Rukolę (rokiettę, czy dwurząd - co kto woli lub znajdzie na polu/trawniku/ w ogrodzie) zmiksowałam z olejem rzepakowym (50-70ml), ząbkiem czosnku i łyżeczką chlorelli. Wszystko połączyłam, doprawiłam solą, pieprzem oraz ostrą papryczką w płatkach.
Udało mi się dorwać jeszcze nienadgryzioną bułkę.
Pokroiłam ją, skropiłam olejem rzepakowym, zapiekłam, aby była chrupiąca i nie zjarałam (wszystkiego)... przynajmniej nie te, które udało mi się wybrać do zdjęcia.
W moich chomiczych zapasach znalazłam siemię lniane, jednak nie mogłam się zdecydować i posypałam wszystko złotym oraz brązowym.
Polecam podać z pomidorkami koktajlowymi lub kwaśnymi truskawkami :)
Żeby nie było tak pięknie, oczywiście młodsze Szkrabolino bez przerwy polowało na blender.


https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.543990719102571.1073741832.543325522502424/571590823009227/?type=3

Batoniki daktylowe z chlorellą

Zdaję sobie sprawę, że nie są tak zdrowe i smaczne, jak oryginały.
Jednak czasami można się nimi poratować ;)
Suszone daktyle zalewam wrzątkiem na minimum pół godziny. Odcedzam, miksuję na gładką masę, dodaję kilka łyżek chlorelli. Następnie wsypuję orzechy lub nasiona dyni, słonecznika (ilość wg uznania), ugotowaną i posiekaną skórkę z pomarańczy. Czasami dodaję jeszcze derenia, głóg, żurawinę lub inne owoce oraz nasiona (len, chia).
Można zmiksować wszystko lub część orzechów i owoców posiekać. Zagęszczam... mlekiem w proszku (zamiast niego można użyć wiórków kokosowych).
Jeden z nielicznych zagęstników, jaki przyszedł mi do głowy, oprócz orzechów, wiórków i nasion.


https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.543990719102571.1073741832.543325522502424/578346542333655/?type=3&theater

Brownie z pomarańczą, bananem i chlorellą

Jakiś czas temu przepis poszedł w świat i okazało się, że jest nawet nawet ;)
Pomarańczowe brownie było eksperymentem. Nic nie wybuchło :D
Miały być dwa banany, ale zostało tylko 1,5. Do tego jedna mała pomarańcza, szczypta soli, 50 g brązowego cukru, blender w dłoń i ognia. Dodałam łyżeczkę ekstraktu waniliowego i ekspresem go chowałam, żeby moje małe towarzystwo się nim nie "ubzdryngoliło", bo tak pięęęknie pachnie...". Wbiłam jedno jajko od zielononóżki (zwykłe może być za duże). Dodałam pół łyżeczki cynamonu, dwie łyżeczki chlorelli, prawie 3 łyżki kakao. Wszystko potraktowałam blenderem. Niezbyt delikatnie wymieszałam z łyżeczką proszku do pieczenia i 110 ml mąki pszennej. Dorzuciłam garść posiekanych orzechów (laskowe, włoskie, pekan). Małą keksówkę wysmarowałam olejem kokosowym, oprószyłam mąką. Piekłam w 180 stopniach C, do suchego patyczka. Polałam czekoladą mleczną z kawałkami orzechów i udekorowałam orzechami. Pomarańczę można zastąpić innymi owocami.
Nie zdążyło ostygnąć.

 https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.543990719102571.1073741832.543325522502424/574165239418452/?type=3

Napój chlorellowy z sokiem z cytrusów

Napój chlorellowy, to pierwszy sposób na chlorellę, który okazał się strzałem w dziesiątkę.
Przynajmniej nie "wali", jak pokarm dla rybek ;)
Napój:
sok z cytryny i 1 mandarynki (w sumie ok 70-90 ml),
łyżeczka chlorelli,
stewia, cukier, ksylitol  lub inny słodzik do smaku,
ok 100 ml wody.
Chlorellę mieszam z sokiem, dodaję pozostałe składniki. Podaję od razu.



Makaron z pesto z chlorelli

Bez zieleniny.... bo wyjedli. Już kiedyś miałam taką sytuację i ratowałam się Chlorellą. Wyszło spontanicznie, ale smacznie.Od tamtej pory często gości na naszym stole. Naprawdę to jest jadalne.
Czosnek miksuję z olejem i Chlorellą, stopniowo dodaję nasiona słonecznika (lub dyni, orzechy - co się nawinie), aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Solidnie doprawiam pieprzem, solę do smaku. Można dodać odrobinę cytryny lub octu jabłkowego. Mieszam z makaronem, posypuję ziarnami (siemię lniane złote i brązowe, słonecznik i co tam jeszcze gnieździ się w kuchennych szafkach). Można posypać parmezanem lub dziugasem. Podaję z pomidorkami koktajlowymi lub cząstką cytryny.
Danie awaryjne, zawsze wychodzi :)
W wersji wypasionej, miksuję z natką pietruszki lub rukolą.

Dla początkujących i takich pierdół jak ja...
odrobinę dokładniejszy przepis, który można do woli modyfikować:
100 ml oleju rzepakowego,
łyżka Chlorelli,
2-3 ząbki czosnku,
sól himalajska, pieprz i ostra papryka w płatkach do doprawienia,
nasiona słonecznika, orzechy lub migdały,
do posypania nasiona słonecznika, siemię lniane złote i brązowe.
Olej zmiksowałam za pomocą blendera z czosnkiem, chlorellą, stopniowo dodawałam nasiona słonecznika, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji, doprawiłam. Wymieszałam z gorącym makaronem. Podaję z cząstką cytryny lub pomidorkami koktajlowymi. Można posypać ostrym żółtym serem.


https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.543990719102571.1073741832.543325522502424/565163233651986/?type=3&theater

Makaron ze szpinakiem

Ulubione danie mojego Mężulka. Kiedyś wyszło mi przypadkowo, a czosnkowo-pleśniowym zionięciem, trafiłam w jego gust.
Tym razem wzbogaciłam danie chlorellą, ale można ją pominąć.
Makaron ze szpinakiem:
450 g rozdrobnionego szpinaku,
350-400 ml śmietany do zup i sosów lub śmietanki 30% (ze śmietanką jest łagodniejszy),
boczek lub dobrej jakości kiełbasa (ok 200 g, boczek wytapiam i odlewam nadmiar tłuszczu),
1 mała cebula,
czosnek granulowany lub świeży,
zioła prowansalskie,
curry,
sól, pieprz czarny,
łyżka chlorelli,
ser Danish Blue.
Boczek pokroiłam bardzo drobno, podsmażyłam. Dodałam drobno pokrojoną cebulę, zeszkliłam, dodałam szpinak i jeszcze chwilę smażyłam. Dolałam śmietanę, doprawiłam. Na końcu dodałam Chlorellę. Podgrzewałam, aż sos uzyskał odpowiednią konsystencję. Podałam z makaronem, posypałam chlorellą. Ser można pokruszyć lub dodać do sosu w trakcie gotowania.
Czasami dodaję również bardzo aromatyczny żółty ser (dziugas).


Sałatka z rukolą, pomidorkami koktajlowymi, borówkami, serami i dressingiem chlorellowym

W lodówce dosłownie miks składników. Niektóre miały już ostatnie podrygi, bo właśnie wróciłam ze sklepu, a tam przeceny...
Kinaza i przeceny... złe połączenie.
Zaczęłam próbować wszystkiego po kolei oraz łączyć z innymi produktami. Nawet w miarę się komponowało, więc na talerzu również powinno.

Wyszła sałatka:
garść rukoli,
kilka pomidorków koktajlowych,
borówki amerykańskie,
sery: złoty lazur i Arla Castello Danablu (ilość wg uznania),
Dressing:
łyżeczka musztardy,
pół łyżeczki miodu,
sól, pieprz,
kilka łyżek oleju z orzechów włoskich, wymieszanego z olejem rzepakowym (w sumie ok 4 łyżki),
odrobina wody do połączenia składników,
kilka kropelek octu jabłkowego do doprawienia,
1-2 łyżeczki chlorelli w proszku.
Umytą i osuszoną rukolę ułożyłam na talerzu, na niej pokrojone pomidorki koktajlowe, borówki amerykańskie, sery, wszystko polałam dressingiem. Podałam od razu. Można posypać prażonymi pestkami dyni, orzechami, słonecznikiem lub dodać siemię lniane.


Kasza jaglana z pesto z pietruszki, rukoli, nasion słonecznika i chlorelli.

Naszło mnie na coś sycącego. Wyszło przypadkowo, jak większość dań i nie spaliłam kuchni :D

Kasza jaglana z pesto z pietruszki, rukoli, nasion słonecznika i chlorelli.
100 g kaszy jaglanej (może być mniej)
Pesto:
garść rukoli,
garść natki pietruszki,
łyżeczka chlorelli,
2 ząbki czosnku,
minimum 2 łyżki dobrego oleju rzepakowego, lnianego lub oliwy,
nasiona słonecznika,
sól himalajska, pieprz do smaku,
Do podania:
kiszone zielone derenie (można zastąpić oliwkami), plasterki ogórka i cytryna (lub pomidorki koktajlowe).
Składniki na pesto dokładnie zmiksowałam (ilość nasion słonecznika zależy od tego, jak gęste chcemy uzyskać, do kaszy nie powinno być zbyt gęste). Wymieszałam z ugotowaną, jeszcze gorącą kaszą, podałam z kiszonymi dereniami, plasterkami ogórka i cząstką cytryny. Można podać z makaronem lub przygotować bardzo gęstą pastę do kanapek.


Chlorellowy mix na jeden łyk

 Mix na jeden łyk ;) Dowolne proporcje. To wersja dla osób, które nie przepadają za chlorellą lub jej większa ilość powoduje odruch wymiotny. Nie trzeba się nim delektować. Przy dość dużej ilości kiwi i soku z limonki, aromat chlorelli jest słabo wyczuwalny ;)

 https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.547779082057068.1073741837.543325522502424/547785052056471/?type=3&theater

 Nasze dzieciaki jedzą nori na sucho, chlorella pewnie też będzie pyszna.
Mój brat po spróbowaniu stwierdził, że "smakuje jakby rybki nas..ały do wody"... tak, mieliśmy kiedyś akwarium i różnie bywało z czyszczeniem, w zależności od tego, kto miał dyżur.
Aromat jest bardzo charakterystyczny. Przypomina zapach wody ze stawu w upalny dzień lub rowu, w którym zastawka zrobiła swoje.
Podobno świetna z owocami... zblendowałam pomarańczę i sypnęłam łyżkę, tak na spróbowanie. Wypiłam, ale podczas spożywania gęstej papki, aromat szedł nosem i jeszcze długo go czułam.
Spróbowałam innego sposobu. Zblendowałam kawałek kiwi, listki pietruszki, stewię i dużo soku z limonki, dodałam wodę, aby łatwiej było przełknąć, sięgnęłam po łyżeczkę chlorelli...
Ryp! Pu! I po moim koktajlu...
Nigdy, pod żadnym pozorem nie zostawiać blendera, stojącego w plastikowym naczyniu!
Blender złapałam, reszta chlupnęła do zlewu. Całe szczęście, że nie przygotowywałam tego na drugim blacie. Spróbowałam resztek... okazało się, że nie sprawdziłam wody w czajniku, była ciepła. Przy kolejnym podejściu dodałam zimną wodę. Miała być ilość na jeden kieliszek, bezboleśnie oraz bez smrodku. Wyszło mi "trochę" więcej, niż planowałam. Jednak po wypiciu, okazało się tak smaczne, że o resztę walczyłam już ze Szkrabami :)


niedziela, 24 kwietnia 2016

Tarte płatki kwiatów i kolorowe cukry kwiatowe


Kinaza na facebooku ;)
Kinaza Kulinarna Pierdoła



Przygotowanie tartych płatków kwiatów i kolorowego cukru, jest bardzo łatwe. Nawet dla takiej pierdoły, jak ja, płatki okazały się łatwym materiałem do obróbki. Przy okazji pomyślałam o przygotowaniu kolorowych cukrów. Skoro z fiołków można, to z innych też powinno wyjść... i wyszło! ;)
Obecnie przygotowuję tarte płatki i cukry ze wszystkich jadalnych kwiatów, jakie wpadną mi w ręce. Takie przetwory bardzo przydają się do przeróżnych ciast i deserów. Natomiast cukry budzą ciekawość. Miny gości - bezcenne.Oczywiście kwiaty nie mogą pochodzić z zanieczyszczonych terenów. Warto je dla pewności oczyścić, opłukać i osuszyć.
Proporcje zależą od jakości, gatunku, a nawet pogody (jaka była podczas zbierania kwiatów).
Tarte płatki przygotowuję zawsze w ten sam sposób. Stopniowo rozcieram z cukrem, dodaję składniki małymi porcjami, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji.
Do płatków fiołków, bzu oraz mniszka, warto dodać odrobinę soku z cytryny. Do pozostałych, według uznania. Przechowuję w lodówce.
Aby uzyskać kwiatowy cukier, wystarczy utrzeć łyżkę tartych płatków ze szklanką cukru lub małą ilość płatków, stopniowo dodawać coraz większą ilość cukru. Proporcje zależą od tego, jak intensywny kolor i aromat chcemy uzyskać.
Tak przygotowany cukier suszę w temperaturze pokojowej lub podsuszam w piekarniku (ok 30 stopniach C). Następnie ponownie rozcieram i przechowuję w zamkniętym słoiczku, w suchym i ciemnym miejscu.
Kwiaty, których najczęściej używam: róża, bławatki, piwonia, mniszek (tylko żółte końcówki), robinia akacjowa, płatki maku polnego, kwiaty czarnego bzu, kwiaty świdośliwy, płatki fiołków, kwiaty bzu lilaka, kwiaty lipy.
Natomiast, żeby uzyskać zielony cukier, rozcieram listki mięty, melisy, czasami wzmacniam kolor dodając odrobinę szpinaku.






 Cukry...

Oczywiście zagubiło mi się kilka zdjęć... dodam, kiedy przekopię moje zbiory :D
Nie ma tego złego, przynajmniej znalazłam jeszcze jedno zdjęcie syropu - z kwiatów świdośliwy. Za chwilę pędzę uzupełnić materiał o syropach i miodkach kwiatowych.

Uwielbiam dania posypane kolorowym, aromatycznym cukrem... :)


26.04.2016...
Hurra... znalazłam jeszcze jedno zdjęcie. Jeszcze z miesiąc i odnajdą się wszystkie, do których nie mogłam się dokopać.
Cukier z płatkami maku polnego.


sobota, 23 kwietnia 2016

Syropy i miodki kwiatowe

Kinaza na facebooku ;)
https://m.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola.i.mali.destruktorzy/?ref=bookmarks


Syropy, syropy... uwielbiam :)
Dałabym sobie rękę uciąć (i nie miałabym teraz ręki), że miałam jeszcze kilka innych zdjęć syropów.... z kwiatów świdośliwy, kwiatów bzu czarnego, robinii akacjowej, piwonii, płatków maku, lekki syrop z płatków mniszka, sosnowy na zimno oraz kilka innych.
Poszukam, uzupełnię post lub przygotuję drugi.
Nie będę dłużej czekała z publikacją, bo minie sezon, a ja jak zwykle obudzę się po czasie.

Każdy przepis można modyfikować, przygotować z małą ilością cukru lub zamiennikiem.

Syrop różany
500-600 ml cukru, 300 ml wody, 800-1000 ml płatków róży.
Wodę zagotowałam z cukrem. Płatki oczyszczone i pozbawione białych końcówek, wrzuciłam na gorący syrop, odstawiłam na dobę. Następnie gotowałam na małym ogniu pod przykryciem, aż płatki straciły kolor. Odcedziłam, syrop pasteryzowałam. Można użyć dowolnych pachnących róż. Jeżeli syrop ma być przeznaczony do polewania lodów i deserów, warto dodać więcej cukru.


Syrop z fiołków
4 szklanki płatków lub całych kwiatów fiołka (bez łodyżek), 2 szklanki wrzątku, 0,5 cytryny, cukier.
Kwiaty dokładnie oczyściłam, zalałam wrzątkiem, dodałam pokrojoną na kawałki cytrynę, przykryłam, odstawiłam do ostygnięcia. Czasami dodaję jedynie sok z cytryny, wtedy jest delikatniejszy. Lekki syrop przygotowuję w proporcji 0,5-0,75 kg cukru na 1 l syropu. Można również zważyć wywar i dodać wagowo tyle samo cukru.
Nie odparowuję syropu, ponieważ traci aromat. Przelewam do słoiczków i pasteryzuję.


Syrop z kwiatów lilaka
Ok. 300 ml kwiatów lilaka, 200 ml wrzątku, cukier, sok z cytryny.
Oczyszczone kwiaty zalałam wrzątkiem, przykryłam,  odstawiłam do ostygnięcia. Po tym czasie odcedziłam, płyn był sino-zielonkawy. Dodałam sok z cytryny, aż do uzyskania odpowiedniej barwy. Odmierzyłam cukier (w proporcji 75 g cukru na 100 ml płynu, można dodać więcej), zagotowałam i przelałam do słoiczków, pasteryzowałam. Im więcej kwiatów, tym mocniejszy kolor i aromat. Z bazy uzyskanej z powyższych proporcji, tuż  przed dosłodzeniem, można zrobić galaretkę. Wystarczy dodać pektynę, a następnie dosłodzić do smaku, nałożyć do słoiczków i pasteryzować. Zarówno syropy, jak i galaretki z kwiatów lilaka trzymam w ciemnym miejscu, ponieważ tracą kolor.


Syrop z kwiatów lipy
1 l wody zagotowałam z ok 1600 g cukru. Do gorącego syropu wsypałam 1 l kwiatów lipy, sok z połowy cytryny oraz kawałek skórki z cytryny (ok 2x2cm samej skórki). Odstawiłam na dobę. Syrop nabrał bardzo intensywnego smaku i aromatu. Syrop zlałam do butelek. Można nim aromatyzować masy, lody i inne desery. Jeżeli syrop ma być przeznaczony do polewania lodów, można dodać więcej cukru.
Syrop tymianek i podbiał:
100 ml cukru i 150 ml wody zagotowałam. Na gotujący syrop wrzuciłam 11 kwiatów podbiału i 3 dorodne gałązki tymianku, z niektórych same listki. Aromat musi być zrównoważony, można wrzucać tymianek stopniowo. Gotowy syrop można wstawić do lodówki lub pasteryzować, aby lepiej się przechowywał. Pomaga na ból gardła ;)


Syrop z pędów sosny
Przepis dostosowałam do upodobań mojej rodziny. Bardzo gęsty syrop niestety nie był chętnie spożywany, za to ta wersja pasuje domownikom.
400 g młodych 2-3 cm pędów na całą porcję,
na 1 l wody wychodzi ok 160 malutkich pędów (Zamknięte i mniejsze są najbardziej wartościowe i aromatyczne, wyrośnięte już nie. Z tego powodu przy zbieraniu większych potrzeba wagowo znacznie większej ilości), ok 4-4,5 l wody, 3 kg cukru.
Pędy połamałam, zalałam wodą, gotowałam ok 2,5-3 godzin. Odcedziłam, dodałam cukier. Gotowałam na bardzo małym ogniu ok 4 godzin. Im mniejszy ogień, tym lepszy syrop. Po wygotowaniu zostało ok 3,5 l syropu o konsystencji płynnego miodu. Można gotować dłużej, wtedy wyjdzie skondendowany. Do herbaty można dodawać bardzo gęsty, natomiast do picia w chorobie u nas sprawdza się rzadszy.
Przygotowuję również syrop na surowo. Przesypuję pędy sosny cukrem oraz ugniatam. Odstawiam na parapet, stopniowo zbieram syrop i przechowuję w lodówce.


Miodek z robinią akacjową
Przygotowuję miodek z mniszka, spróbowałam w podobny wyrób przygotować z kwiatami robinii akacjowej. Udało się, wyszedł bardzo smaczny. Mogą go stosować osoby na diecie wegańskiej.
2 l lekko ubitych płatków robinii akacjowej zalałam letnią wodą, pozostawiłam na kilka godzin. Najlepiej na noc lub na dobę. Można użyć płatków podsuszonych i zalać wrzątkiem. Jednak świeżych nie polecam sparzać, ponieważ tracą aromat i "zajeżdżają" trawą ;)
Używam jedynie płatków, bez zielonych części. Jeżeli miodek ma być idealnie klarowny, polecam przecedzić przez płótno. W moim trafiają się pręciki, jednak nie wpływa to negatywnie na smak.
Kiedy woda nabrała odpowiedniego aromatu, dodałam 1 kg cukru i bardzo delikatnie podgrzewałam. Można zagotować na bardzo małym ogniu kilka razy, za każdym razem pozostawić do ostygnięcia. Jeżeli po uzyskaniu odpowiedniej konsystencji ma za słabo wyczuwalny aromat, można do letniego miodku dodać garść płatków i pozostawić do ostygnięcia pod przykryciem.
Przelałam do słoiczków i pasteryzowałam.


Miodek lipowy
1 l kwiatów lipy, zalałam 1 l wody, zagotowałam na małym ogniu pod przykryciem. Od razu odcedziłam, kwiaty odłożyłam. Do wywaru dodałam ok 1500 g cukru i sok z połowy cytryny, zagotowałam na średnim ogniu, aby nabrało lekko miodowego koloru, następnie odparowałam kilka razy - podgrzewając na bardzo małym ogniu i pozostawiając do ostygnięcia. Pod koniec ponownie dodałam kwiaty, z których przygotowywałam wywar, pozostawiłam do ostygnięcia. Dzięki temu miodek zyskuje śluz, bardzo cenny podczas leczenia bólu gardła oraz dodatkowy aromat. Można pozostawić na jakiś czas na sitku lub odcisnąć przez lniany woreczek. Przelewam do słoiczków, pasteryzuję.


Kwiatów nie wyrzucam oraz nie odciskam do końca. Przygotowuję z nich kwiaty w miodku z cytryną. Powinny być zanurzone w odrobinie miodku, doprawiam sokiem i skórką z cytryny, pasteryzuję.

A lada moment... kolorowe cukry i syropy owocowe. Materiał już prawie gotowy :)


Hurra! Znalazłam jedno z poszukiwanych zdjęć...
Syrop z kwiatów świdośliwy :)
Warto dodać sok z cytryny, aby nie wyszedł zbyt mdły.


26.04.2016...
Jest! Znalazłam zdjęcie syropu z płatków maku. Ciekawe, kiedy odkopię pozostałe zdjęcia ;)

piątek, 22 kwietnia 2016

Chlorella

Kilka miesięcy temu spróbowałam chlorelli. Za pierwszym razem dodałam łyżkę i niezbyt dobrze rozmieszałam...
Próbowaliście cynamonu na sucho? Tu również wrażenia niezapomniane :D
Po konkretnym wymieszaniu, wyszło nawet do przełknięcia. Przed kolejnymi próbami, przeczytałam odrobinę na jej temat... dodaje się łyżeczkę, a nie łyżkę.
Obecnie mam już kilka przepisów, które się sprawdzają :)
Chętnie podzielę się informacjami, które znalazłam na samym początku przygody z chlorellą.
Uwaga! Nie prowadziłam badań, informacje znalazłam w różnych źródłach i po swojemu skleciłam w całość.
Będę wdzięczna za namiary na wszelkie publikacje naukowe.

Chlorella jest hodowana w stawach, w warunkach słodkowodnych. Jej produkcja powinna być pod kontrolą, aby zachować jak najwyższe standardy jakości. Chlorelli do celów spożywczych nie należy hodować w naturalnych zbiornikach, ponieważ byłaby zbyt zanieczyszczona. Właśnie przez jej właściwości, związane z pochłanianiem metali ciężkich, toksyn i innych zanieczyszczeń.
Niektóre firmy oszukują klientów, dodają wypełniacze (często jest to węglan wapnia).
Chlorella jest glonem należącym do gromady zielenic. Jest ona organizmem autotroficznym, nie tworzy kolonii, a rozmnaża się przez podział komórki na autospory, które wydostają się na zewnątrz, po rozerwaniu ściany komórkowej u komórki macierzystej.
Chlorella - słodkowodna alga działa oczyszczająco na organizm człowieka. Dostarcza również bardzo cennych składników.
Zawiera witaminę B12 (więcej, niż jest w wątrobie wołowej), jest ona bardzo ważna, ponieważ niedobór prowadzi do upośledzenia sprawności intelektualnej oraz zaburzeń neurologicznych. Chlorella zawiera także beta-karoten, który wzmacnia wzrok, zapobiega zaćmie, usuwa uszkodzenia skóry powstałe na skutek promieniowania ultrafioletowego oraz przeciwdziała rakowi płuc. Znajduje się w niej również: wapń, magnez, fosfor i potas oraz żelazo, cynk, mangan, molibden, kobalt, miedź.
Dzięki temu, że zewnętrzna ściana komórkowa chlorelli jest bardzo twarda, wiąże się ona z metalami ciężkimi, toksynami, pestycydami, a następnie usuwa je z organizmu. Oczyszcza ona układ trawienny, a w szczególności jelito grube.
Chlorella może pomóc w oczyszczaniu organizmu z metali ciężkich- kadm z papierosów, ołowiu ze środowiska, rtęci i palladu z plomb dentystycznych, a nawet z alkoholu i rozpuszczalników (z produktów kosmetycznych) oraz chemikaliów zawartych w środkach czyszczących, lakierach, farbach.
Uszczelnia ona ścianki jelit, dzięki temu zapobiega wtórnemu zatruciu. Dzięki temu, że wiąże toksyczne związki, zapobiega przeciążeniu  wątroby i nerek (szczególnie przy odchudzaniu, głodówkach oraz saunie). Podobno zapobiega nieprzyjemnym skutkom po zakrapianej imprezie. Podanie koktajli z dodatkiem chlorelli zapobiega powstaniu kaca.
Chlorella stymuluje układ odpornościowy, pomaga powstrzymać infekcje. Czynnik wzrostu chlorelli, czyli CGF pobudza produkcję makrofagów, są one odpowiedzialne za pochłanianie oraz niszczenie bakterii, wirusów, komórek nowotworowych, szkodliwych substancji, dzięki temu powstrzymuje infekcje.  Może pomóc również przy destrukcji spowodowanej przez własne przeciwciała, ponieważ wycisza pobudzenie systemu immunologicznego. Łagodzi ona nadmierne reakcje alergiczne, np. na pyłek kwiatowy.
Przywraca prawidłową perystaltykę oraz wspomaga rozwój pożytecznej mikroflory jelit.W chlorelli występuje chlorellin, który niszczy bakterie patogenne i wspomaga wzrost przyjaznej flory bakteryjnej.
Oczyszcza ona krew, korzystnie wpływa na proces powstawania erytrocytów, co można wykorzystywać przy niedokrwistości. Chlorofil wspomaga również gojenie się ran, wzmacnia serce oraz stabilizuje ciśnienie krwi. Działą odmładzająco, pomaga neutralizować wolne rodniki. Chlorella zapobiega również zakwaszeniu, obniża kwasowość środowiska wewnętrznego organizmu.  Zapobiega miażdżycy, obniża poziom cholesterolu, podobno przy hiposterolemii sprzyja syntezie cholesterolu.
Zapobiega halitozie oraz neutralizuje zapach potu.  Dzięki niej wzrasta poziom serotoniny (hormon szczęścia), ponieważ chlorella zawiera tryptofan, przez co zapobiega depresji. Przy wieczornym zażywaniu chlorelli powstaje melatonina, dzięki temu lepiej się wysypiamy.
Jest pomocna przy grzybicach oraz przy rekonwalescencji.
U osób nadwrażliwych na początku przyjmowania chlorelli może pojawić się trądzik, opryszczka, wysypka lub pryszcze. Jest to spowodowane wzmożonym wydzielaniem toksyn,  organizm oczyszcza się, aby mógł powrócić do wewnętrznej równowagi.
Podobno ma ona największą zawartość chlorofilu.
Zawiera ona dużą ilość białka, wspomaga odchudzanie i może być stosowana jako wysokobiałkowy suplement, a także przy dietach wegańskich.

Używam jej do wielu dań zarówno na słodko, jak i słono. Można dodawać ją do trufli z daktylami, żurawiną, orzechami i suszonymi owocami. Dzięki daktylom nie potrzeba dosładzać. Z tej samej bazy można przygotować batony, dodając odrobinę oleju kokosowego i płatków owsianych lub jaglanych.
Dodałam ją również do pierniczków na Święta.  Po upieczeniu lub ugotowaniu może trochę stracić kolor, jednak nie traci swoich właściwości.

Nie będę ściemniała. Ja i dieta... odchudzanie odpada, jestem łasuchem.
Jednak lubię chlorellę, ponieważ dania z nią bardzo mi smakują :)

Jedyna, jaką próbowałam, to Chlorella z firmy: http://purellafood.pl/
https://www.facebook.com/Chlorella_PurellaFood-776067122503529/?ref=ts&fref=ts





Piegowaty kurczak. Potrawy z kurczaka

30.12.2015...
Z cyklu "kupione ze grosze w supermarkecie". W takich książkach można znaleźć naprawdę ciekawe przepisy :)
Piegowaty kurczak:
"8 porcji kurczaka, 60 g roztopionego masła, 4 łyżki łagodnej musztardy, 4 łyżki płynnego miodu, 2 łyżki soku z cytryny, 1 łyżeczka papryki, 3 łyżki maku, sól i pieprz, sałatka z pomidorów i kukurydzy." [Tom Bridge, "Potrawy z kurczaka", Wydawnictwo Olesiejuk, 2005, strona 182.].
Miałam do dyspozycji mięso zielononóżki z wolnego wybiegu, może nie wygląda tak atrakcyjnie, jak młodociany kurczak ze sklepu, ale jest smaczne.
Wszystkie składniki, oprócz maku dokładnie wymieszałam w miseczce. Użyłam ostrej musztardy i mniej miodu, niektóre porcje solidnie doprawiłam pieprzem.
W marynacie przeleżał całą noc. Obawiałam się, że może mi wyjść coś hmm...
o kurczakach, których nie dało się ugryźć... napiszę oddzielny post ;) Jak się okazało, moje obawy były bezpodstawne.
Przed pieczeniem posypałam wierzch makiem.
Spokojnie się piekł, dopóki o nim nie zapomniałam. Przygnał mnie zapach. Nic się nie spaliło. Hurrra!
Właśnie sobie przypomniałam, że nie dodałam papryki. Nie szkodzi, ostra musztarda uratowała danie. Jeszcze tylko kukurydza i pomidory...
Kukurydzy jednak nie mam, przepadła gdzieś w czeluściach piwnicy lub mój luby rozpracował z dzieciaczkami.
Pomidor zaginął, podczas kontroli lodówki, przeprowadzonej przez naszego najmłodszego inspektora.
Z inną sałatką smakuje równie dobrze. Nie pierwszy raz testowałam ten przepis :)

https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.552507778250865.1073741840.543325522502424/544097039091939/?type=3


Pierniczki - węgielki

30.12.2015...
Skleroza, to moje drugie imię.
Chyba przeproszę się z poprzednim piecykiem i ponownie pojawi się w kuchni. Przynajmniej sam się wyłącza ;)
Gość w domu, dym bucha przez okno, gryzie w oczy, a firanki i zasłonki do prania. Norma.
Odwiedziny rodzeństwa... + ból brzucha ze śmiechu.
Cała okolica poczuła magię Świąt :D
Dobrze, że z dymem poszła tylko jedna blacha pierniczków.
Co by tu spalić na sylwka...
Może ze względów bezpieczeństwa przygotuję jedynie sałatki i sernik na zimno.

https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.544051032429873.1073741833.543325522502424/544060392428937/?type=3

Kuchnia polska. Jaglane kopytka

30.12.2015...
Mało brakowało, żeby najadł się szczeniak...
Wczoraj chodziły za mną przez całe popołudnie.
Przepis z książki "Kuchnia polska" Małgorzaty Caprari.
Jaglane kopytka:
kasza jaglana, mleko, jajka, masło, mąka pszenna, mąka ziemniaczana, posiekana natka pietruszki, sól, ewentualnie starty żółty ser i masło.
Kaszę należy umyć zalać wrzątkiem, zostawić na pół godziny. Po odcedzeniu wrzucić do mleka zagotowanego z masłem i szczyptą soli, kiedy ponownie zawrze, przykryć i wstawić do piecyka (180 stopni, 45 minut). Ostudzić, zmielić...
i tu zaczęły się schody...
Polecam przełożyć do naczynia żaroodpornego, wysmarowanego masłem, żeby nie przywarła.
Chyba nie muszę wstawiać zdjęcia garnuszka z 0,5-centymetrową warstwą kaszy na dnie oraz po bokach. Całe szczęście, że się nie przypaliła, ponieważ w zapasie zostało mi 20 g.
Przygotowałam pozostałe składniki, a tu zonk... nie mam maszynki do mielenia. Podzieliłam na porcje, dodałam jajka, blender w dłoń i ognia. Może nie była idealnie gładka, bo szkoda mi blendera, jednak nie było źle.
Do masy dodałam mąkę pszenną, ziemniaczaną oraz pietruszkę, wyrobiłam. Sosy już dochodziły, nagle "Mamoooo... mogę zagniatać? (... - tego wolę nie opisywać), dobrze, niech mu będzie. Ja pokroję.".
Psu mało język nie uciekł. Nóż zabrałam, po chwili łapałam stolnicę i część kopytek. Jednak z refleksem jeszcze nie jest tragicznie ;)
Wystarczyło ugotować oraz podać z...
masłem i żółtym serem, sosem pomidorowym lub grzybowym.
Warto spróbować :)
Jeszcze korci mnie "Zapiekanka dla teściowej" :D
Najpierw muszę sprawdzić, czy nikogo nie zabiję. Jakbym się nie odzywała, to znaczy, że lepiej omijać stronę 285 ;)

https://www.facebook.com/kinaza.kulinarna.pierdola/photos/a.552507778250865.1073741840.543325522502424/543997399101903/?type=3&theater

Pańska skórka

Materiał, który czeka od jesieni 2015...

Przeglądając gazety natknęłam się na nowy dwutygodnik (powiedzmy DC), a w nim... pańska skórka!
Pomyślałam, że to naprawdę dobry czas na przygotowanie jej.  Tym razem z pewnością mi wyjdzie.
Czytelniczka opisywała "Moja babcia (...) babcia dodawała" itp. Mogłabym się założyć, że kilka lat temu gdzieś już widziałam ten przepis i nawet z niego korzystałam...
A! Tak... na blogu Pani Pauliny :)
Wiele razy próbowałam, za każdym razem wychodzi mi coś innego, to dopiero zagadka, choć  w moim przypadku, to raczej norma.
Jestem bardzo upartą kulinarną pierdołą, nie odpuszczę.
W 2012 i 2013 wszelkie próby z dużą ilością miodu, były największymi porażkami. Wolę tego nie opisywać, niezależnie od rodzaju miodu... poległam. Najbardziej szkoda tego prawdziwego, który mogłam przeznaczyć na pierniki. Stosując się do rad, zmieniłam proporcje na: dla początkujących.

Kilka razy nie dopilnowałam karmelu...
(podejście n/2014)
Autorka bloga podpowiedziała, że jeżeli masa nie tężeje, można przesmarować nią wafle.
Super pomysł! Wstawiłam do lodówki z zamiarem przygotowania pysznego deseru, miałam podskoczyć po wafelki. Nie zdążyłam, domownicy pożarli masę za pomocą łyżeczek.
Zabrałam się za kolejne podejście. Zjedli, nie zdążyło ostygnąć.
Następna próba... chyba zbyt szybko wlałam karmel, podczas miksowania powstały twarde bursztynowe grudy w pięknej piance z białek. Żeby nie zafundować wygłodniałym domownikom salmonelli, ubiłam ten twór nad parą i pozwoliłam bezkarnie pożreć. Nie było sensu wstawiać do lodówki.
Za rok kolejna próba...
I stało się :) "Tradycyjny" przepis z gazety przypomniał mi o wymarzonym cukierku.
Podejście 1/2015
Ubiłam białka, zrobiłam piękny karmel... Pochłonięta pilnowaniem karmelu, nie zauważyłam, że białka się podzieliły. Karmel na malutkim gazie, mikser w dłoń i ognia! Po chwili wszystko było super, no prawie wszystko, bo karmel zaczął podejrzanie pachnieć. Trudno. Wlałam cieniutką strużką, wyszła piękna jednolita masa, bursztynowa, jak w opisie... ale coś ta masa dalej bursztynowa, podczas ubijania nie staje się jasna. Eee tam... jest piękna, ciągnąca, cukierki będą idealne :)
Po spróbowaniu okazało się, że z tej goryczy jęzor staje dęba. Mogłam oddać karmel dziadkowi, do zaprawiania wódki.
Dla niepoznaki dodałam kakao... mimo sprzeciwów, jakoś udało mi się złapać garnek oraz pstryknąć zdjęcie resztce mojego wynalazku.

Podejście 2/2015
Wkurzona próbuję ostatni raz...
Mieszam ten karmel, mieszam i coś nie chce robić się bursztynowy. Łyżka sterczy w prażącym się, ogromnym zlepku z kryształków cukru. Tym razem zadżumiona pierdoła zapomniała, że karmelu się nie miesza.
Dolewam wodę... pszszszszsz! Uff... mało nie wykipiało. Nigdy, przenigdy nie dolewa się wody do syropu! Teraz już sobie przypomniałam, że do gorącego cukru też.
Chwila, może trochę dłuższa chwila i wyszedł karmel, trochę podejrzany, ale wyszedł! Ha! Mistrzyni powraca.
Wlewam cieniutką strużką do białek, ubitych idealne tuż przed.
Podczas ubijania wychodzi wręcz idealna masa. Super!
W komentarzach pod przepisem ktoś napisał, że ubijał, aż mikserowi było ciężko i wyszło super. Moje też jest gęste :) Ubijam, aż mikser prawie staje i łyżką ciężko nabrać masę. To nic, uklepie się dłonią i nie będzie widać. Wykładam 2/3, resztę zostawiam na piękny różowy wierzch. Tylko gdzie ja mam barwnik? Dorzucę trochę konfitury z płatków róży. Podgrzać, czy nie podgrzewać... Ok łyżka do masy, coś cieżko się miksuje, zostają grudy. Dwie łyżki konfitury wrzucę do garnka po karmelu, niech się podgrzeje, a ja poszukam barwnika.
Jest barwnik! A w garnku spalone płatki. Trudno, garnek się namoczy, ważniejsza jest masa.
Wykałaczki gdzieś wyszły. Jak tu szybko nabrać odrobinę? Masa tężeje. Końcówką łyżeczki nabieram odrobinę barwnika w proszku. Nie ma jak rozrobić z kropelką wody, a tu masa prawie sztywna. Dodaję suchy. Podczas miksowania masa staje się piękna, lekko różowa. Wykładam na białą, kurczę nieopierzone... nie chcą się połączyć. Dzielą się, bo ta prawie biała już trochę podeschła. Poklepię ręką, wierzch lekko namoczę i będzie pięknie, równiutko, a jak stężenie to nic nie będzie widać :)
Wierzch popękał, już po godzinie można kroić (a nie następnego dnia, jak w przepisie).
Na różowej masie porobiły się jakieś buraczkowe drobniutkie kropeczki... barwnik się nie rozprowadził. Cukier chrzęści w zębach, ale ogólnie cukierki przypominają nugat.
Nie zdążyłam zrobić zdjęcia, bo dziecko spakowało do pudełeczka na kanapki i gdzieś schowało.

3/2015
Tym razem się uda.
Barwnik przygotowany, białka ubite, karmel idealny (nawet sprawdzony w lodowatej wodzie, czy da się przełamać). Wszystko robię wg przepisu. Biała warstwa idealna, już wyłożona. Dorzucam odrobinę syropu z płatkami róży, żeby później cukier nie chrzęścił i odrobinę barwnika... choroba, wyszło buraczane i nie ma czym rozcieńczyć. Jak to rzecze mój luby... "będzie".
Wykładam na białą masę, pięknie się łączą. To nic, że ten róż nie pański, a ... hmm, taki bardziej... nie mogę użyć tego słowa.
Zobaczymy jaki będzie jutro... po godzinie już daje się kroić. Po nocy w lodówce, została połowa.
Chyba jeszcze coś zrobiłam nie tak, wierzch lekko pęka. Za to środek smakuje jak idealny nugat, przebija się różany aromat :) Mmmm, rozpływa się w ustach i słodkie, aż boli głowa ;)

Z ogromnej ilości żółtek chciałam zrobić krem. Tym razem wyszła słodka, prawie jajecznica. Nie dopilnowałam i zaczęły pojawiać się malutkie grudki, ale szybko mieszałam. Wyszedł pół na pół, jak prawdziwy krem z dodatkiem drobniutkich grudek (niczym  w serze ricotta). Część zjedli na ciepło, reszta stężała i nie była jadowita, a nawet w miarę jadalna.

Święta. Znicze, cmentarze, a nam jak zwykle wypadł wyjazd... ale w okolice Warszawy! :)
Wydałam wszystkie klepaki, jakie miałam w aucie. Mężulek wyskoczył z kasy, też miał przy sobie tylko trochę drobnych.
Kupiłam garść. Stoję, rozmawiam z panią sprzedającą "pańską skórkę" i szukam po kieszeniach, bo przydałoby się jeszcze kilka sztuk, żeby wystarczyło dla znajomych. Pewnie wyglądam jak małpa iskająca samą siebie. Udało się! Dokupuję kilka i już żałuję, że nie można zapłacić kartą, w pobliżu nie ma bankomatu.
Zadowolona wsiadam do auta, próbuję. Nie da się ugryźć, blokuje szczękę.... siedzę, czekam.
Mąż będzie zadowolony, bo nie dam rady dziamać :)
Po chwili cukierek odpuszcza, rozpływa się w ustach. Konsystencja pomiędzy mambą, a mordoklejką, ale na początku bardzo twardy. Smakuje... jak połączenie cukierków mlecznego lub mleczno-śmietankowego i truskawkowego.  Za to konsystencja nie przypomina tego, co tworzyłam przez ostatnie lata.
Jeszcze wiele prób przede mną. Raczej się nie znam, ale mam wrażenie, że bazą nie są białka lecz zupełnie inne składniki.
Jeżeli znajdę sposób i przy okazji nie wysadzę kuchni... znajomi też będą skakali z radości.
Pańska skórka jest pyszna, choć nazwa kojarzy mi się z trupami, a nie piękną skórą młodej dziewczyny.
Po kilku dniach znalazłam zielone pudełeczko na kanapki z odrobiną różowych okruszków, chyba im smakowało i te moje próby nie są całkiem na marne. Z drugiej strony, oni pochłaniają wszystko, co słodkie.